O elfach i trollach. Zbiór opowieści o tych dziwnych istotach. Nie wiem, czy nie każda stara islandzka opowieść o istotach nadprzyrodzonych nie kojarzy się jakoś ze świętami. W każdym razie w tych, które udostępnię w grudniu, święta odegrają jakąś rolę. Nie twierdzę, że decydującą. Ale wszystkie istotne wydarzenia w tych gminnych powiastkach w jakiś sposób kojarzą się ze świętami. A to trolle nawiedzają domostwo właśnie w wigilię, a to córka króla elfów w święta uwodzi mężczyznę z rodu ludzkiego po to tylko, by się przekonać, iż jest on wiarołomny, to znów królowa elfów wygnana z dominium męża odwiedzać może swoje dzieci jedynie w noc wigilijną.
Co jakiś czas nawet w polskich mediach możemy przeczytać, że drogowcy na Islandii zmuszeni byli zmienić przebieg drogi aby ominąć skałę, w której żyją elfy. A świadczą o tym między innymi nieszczęścia jakie przytrafiają się ekipie podczas robót: psuje się sprzęt, pracownicy chorują, pogoda nie sprzyja. Ta zresztą rzadko kiedy jest przychylna. Niemniej wiara w istoty nadprzyrodzone, tzw. huldufólk, czyli upraszczając, w niewidzialnych ludzi, jest głęboko zakorzeniona w naturze islandzkiej. Rozumianej zarówno jako przyroda jak i konstytucja ludzka.
Zresztą same święta u nas zwane Bożym Narodzeniem mają w Islandii wyraźne korzenie przedchrześcijańskie. Od nazwy, która pozostała taka sama od czasów pogańskich, poprzez obyczaj ucztowania i obdarowywanie się wzajem prezentami. To wszystko istniało przed rokiem 1000 kiedy to Islandia dobrowolnie i bezkonfliktowo przyjęła nową wiarę. Bezkonfliktowo, bo kapłani Nowego pozwolili potajemnie wyznawać starych bogów.
Zresztą w grudniu też na blogu napiszę słów kilka na temat islandzkich... gwiazdkowych chłopców, czy jolowych młodzianów czyli spróbuję wyjaśnić ich pochodzenie. Bo islandzki Mikołaj wcale nie jest święty i nie pochodzi z Turcji. To swojski rozrabiaka. Ale o tym już wkrótce.