Całkiem niedawno musiałem zorganizować wcześniejszą polską wigilię dla kilkunastu Islandczyków i siedząc przy wspólnej wieczerzy zastanawiałem się, jak bardzo różnią się obyczaje wigilijne w Polsce i w Islandii. Zaczyna się oczywiście od stołu, czyli menu. My jemy ryby (bo wigilia jest ostatnim dniem postu), oni wcinają mięcho (bo ryby jedzą cały rok). U nas opłatek, u nich laufabrauð. Tyle, że opłatek kupuje się za „co łaska”, a laufabrauð to powód do przedświątecznej integracji całej rodziny, dalszej i bliższej. Ludzie się zbierają na początku adwentu, żeby piec ten dziwny chleb z mąki, soli, mleka, cukru i kminku. Wałkują ciasto dopóki nie będzie cieńsze, niż ciasto na pizzę, a po upieczeniu specjalnym nożykiem tworzą rozmaite wzorki. A chlebek ten cienki, niema przeźroczysty jest dlatego, że w dawnych czasach brakowało w Islandii zboża.
Inne potrawy na wigilijnym stole w Islandii to na przykład owczy udziec czy comber. W dawnych czasach przy okazji jól często zabijano owcę, stąd tradycja podawania baraniny. I tradycyjnej islandzkiej zupy mięsnej. Ale tak było w bogatych rodzinach. Biedne musiały zadowolić się bażantami. Lub innym ptactwem. Ale wspólnym mianownikiem wszystkich stołów wigilijnych są dziś drobne ciasteczka.
I tak dyskutując na temat różnic doszliśmy do prezentów. Z pewnością w Polsce mamy przewagę, bo Mikołaj zawsze puka dwa razy. Szóstego i w wigilię. Ale za to w Islandii mają aż trzynastu… hmm… mikołajów. No to może teraz kilka słów na ich temat.
Jak wiadomo Islandia słynie z wszelkiego rodzaju duchów, zjaw, trolli, elfów, widziadeł. Wspólnym mianem określa się te zjawy jako huldufólk, czyli „ukrytych” albo „niewidzialnych” ludzi. Ludek ten zamieszkuje kamienie, skały, wzgórza, góry. W zależności od wzrostu oczywiście. Nie inaczej rzecz ma się z odwiedzającymi ludzkie pomieszkania w Boże Narodzenie. Tylko jak nazwać tych trzynastu braci z rodzaju trolli nawiedzających ludzi w święta jol? Gwiazdkowi chłopcy? Jolowe młodziaki? Nie ważne. Ważne żeby poznać ich historię.
Islandzkie „jolowe młodziaki” są potomkami okrutnej trollicy, jędzy, Baby Jagi, megiery, hetery, czy jak ją tam nazwiemy, o dźwięcznym imieniu Grýla i jej męża, również z tego gatunku pochodzącego stwora o imieniu Leppalúði. O ile jędza okrutnym była (jest?) babonem, oddającym się obowiązkom domowym i kolejnym mężom, o tyle ów Leppalúði jest (był?) absolutnym próżniakiem. Czyli należy do klasy próżniaczej. Razem spłodzili oni trzynastu synów, których określamy wspólnym mianem „jolowych młodziaków” lub „gwiazdkowych chłopców”. To znaczy określamy ich mianem „jólasveinar”, a reszta to tylko spolszczenie.
W każdym razie. Pierwsza wzmianka o tych złośliwych stworach pochodzi z XVII wieku. Pastor Stefán Ólafssona z Vallanes wspomniał o nich w swoim wierszu Grýlukvæði (Wiersz o Grýli). Według gminnych wierzeń towarzystwo to miało być nader niemiłe, kąśliwe, cyniczne i przede wszystkim ze skłonnościami do kradzieży. Jednakże w minionym wieku potomkowie Grýli zaczęły przybierać niektóre cechy znanego na arenie międzynarodowej czerwono odzianego świętego z Turcji rodem. Zajmijmy się jednak imionami tych zuchów, które w XX wieku nie tylko ze stroju upodobniły się do Św. Mikołaja, ale i przejęły jego niektóre cechy, jak choćby skłonność do rozdawnictwa.
„Gwiezdni chłopcy” zawsze pojawiają się w siedzibach ludzkich począwszy od 12 grudnia. Codziennie pojawia się jeden. W następującej kolejności:
12. gru: Stekkjastaur - kradnie owcze mleko doprowadzając owce swoją obecnością
do wściekłości. Imię składa się z dwóch rzeczowników – stekkur, co znaczy nieduży boks w oborze i staur, czyli słup.
13. gru: Giljagaur - doprowadza krowy do rozpaczy (gospodarzy także) i spija
piankę z mleka krowiego. Imię oznacza mniej więcej faceta z jaru.
14. gru: Stúfur - kurdupel, najmniejszy z braci, a przy okazji najbardziej
pazerny na jedzenie. I imię jego oddaje wzrost.
15. gru: Þvörusleikir - zlizywacz kopyści. Dokładnie to znaczy.
16. gru: Pottaskefill - wydrapywacz z garnków. J.w.
17. gru: Askasleikir - wylizywacz mis. Ibidem.
18. gru: Hurðaskellir - szczególne upodobanie znajduje w trzaskaniu drzwiami.
19. gru: Skyrjarmur - pożeracz skyru (rodzaj islandzkiego jogurtu). Imię składa się z dwóch rzeczowników: skyr i jarmur, co oznacz kwik, jęk, narzekanie. Jólasveinn ten jednocześnie niezwykle celnie rzuca prezenty do butów.
20. gru: Bjúgnakrækir - złodziej kiełbas.
21. gru: Gluggagægir – podgląda przez okna.
22. gru: Gáttaþefur - łowca zapachów. Ale dosłownie imię znaczy wąchacz otworów.
23. gru : Kjötkrókur - pożera wędzonkę wędrując między domami, a kości rozrzuca. Dosłownie „hak do mięsa”.
24. gru: Kertasníkir - złodziej świeczek, czy raczej wyłudzacz świeczek.
Dziś te imiona nie wzbudzają szczególnych emocji, ale kiedyś straszono nimi dzieci. Ale co by nie mówić to towarzystwo to wciąż żyje i ma się całkiem dobrze, choć oczywiście się ucywilizowało. A wszystko to dzięki wpływom niemieckim, bo to stamtąd w latach 20-ych XX wieku przywędrował do Islandii Św. Mikołaj. Choć przecież protestanci nie czczą świętych.
I od pierwszego dnia świąt dżentelmeni ci wracają do siebie w tej samej kolejności, w której przyszli. Jeden dziennie. Do Trzech Króli.
Jólasveinar nadal pozostają łobuzami, choć mniej więcej od lat 50-ych ubiegłego stulecia przynoszą prezenty i lubią dzieci. Zresztą pomału chłopcy stali się dobrymi przyjaciółmi ludzkich dzieci i zaczęły się pojawiać w masowych publikatorach. Kiedy islandzkie radio zaczęło swoją działalność w 1930 roku, to już następnego roku w święta pojawił się w nim jeden z chłopaków, który już spoważniał i wydoroślał. Zresztą pojawiający się w przestrzeni publicznej (media, zabawy, imprezy w przedszkolach czy szkołach) brodacz z worem zawsze wybiera sobie jakieś tradycyjne islandzkie imię, choć w istocie przecież jest Świętym Mikołajem. W końcu liczą się prezenty, a nie to kto je przynosi. Ważne jest posłanie, a nie posłaniec.
Przed wiekami jednak jólasveinar nie byli bohaterami pozytywnymi i w podręcznikach domowego wychowania zabraniało się straszyć dzieci jólasveinami i innymi zjawami. Zresztą bardzo ciekawe, że drzewiej chłopcy ci występowali zawsze w liczbie mnogiej.
Tu jeden z gości z Islandii, a było już po deserze i prezentach, wstał i wygłosił wiersz o Grýli. Pamiętał go jeszcze z dzieciństwa, a jest sporo starszy ode mnie.
Na koniec niniejszego wpisu chciałbym ogłosić konkurs na polskie imiona islandzkich chłopaków. Wszystkich trzynastu. Jeszcze nie wiem, jakie będą nagrody, ale na pewno o jakieś się postaram. Konkurs trwać ma do końca roku 2015, a propozycje proszę przysyłać na maila, zgłaszać na FB albo w komentarzach na blogu.
A na święta wrzucę opowieści o elfach i trollach. Bo w Islandii nie mają swojej Opowieści Wigilijnej. Choć z drugiej strony każda opowiastka o elfach wiąże się a jakiś sposób ze świętami. Trolle zdają się mniej wrażliwe na jól i w ogóle na wszelkie święta, ale ponieważ mają do czynienia z ludźmi, to i na nie uroczystości mają wielki wpływ.
Share on Twitter Share on FacebookJacek Godek (48)
Comments
Kamil 8 years, 10 months ago
12. Obolup
Link | Reply13. Jarosuch
14. Parunnik
15. Złyszkoliz
16. Wyzgrzytacz
17. Czaropij
18. Rozhuknik
19. Skrzykowy
20. Kiełbisz
21. Gapacz
22. Perfuz
23. Rozkruśnik
24. Krapiec
New Comment