Chwilowo. Zamiast Subiektywnej historii muzyki islandzkiej.

Posted by: Jacek Godek | 8 years ago | 1 comment

Chciałem się wziąć za trzecią część Subiektywnej historii muzyki islandzkiej, ale nie bardzo mam czas, a ponieważ ostatnio pochłania mnie zgoła inna sprawa, nawet bardzo sądowa, to pozwolę sobie zacząć od ballady Bubbiego, opowiadającej o tej historii. Wprawdzie ballada ukazała się na płycie w 2013 roku, ale opowiada o tym, co działo się w latach 74-80, a reperkusje odczuwalne są do dziś:

http://tidido.com/a35184373803202/al55d77a6313b521ef22a83c9c/t55d77a6413b521ef22a83ccc

Sztorm

 

Była zima, wiatr dmuchał ponury

Lato kołdrą okrywał śnieg

Niebo czarne tuliły chmury

Ja historię śpiewam wam tę:

 

Los bywa śmieszny lub srogi

Nigdy nie wiesz, co spotkać cię ma

Czy w twarz zadmie ci wiatr złowrogi

Czy też gorzki poczujesz łez smak.

 

Dziewczę chłopca całowało

W sercu miłość tliła się

Szczęście ciepłem ogrzewało

Młode jeszcze życie jej.

 

Dziecko im się urodziło

Roztaczając wokół blask

Z dzieckiem szczęście się zjawiło

Pełnią barw mienił się świat.

 

Aż fortunę za cugle chwyciła

Panna, myśląc że odwagę ma

Spełnić wielkie sny, które wciąż śniła,

Wielkie sny kosztują wielki szmal.

 

Państwu pieniądze rabowała,

Świat okrutny sączył swój jad.

Wokół ciemność panowała

A jej sen w czeluści wpadł.

 

Dzień w celi jak noc bywa czarny

Odpowiedzi nie niesie ci czerń

Rzeczywistość okrutna i marna

Pokazała swą twarz w celi tej.

 

Bo rok wcześniej zaginął był człowiek,

Odpowiedzi konkretnej wciąż brak.

Władze miały ten kłopot na głowie,

Jakiś spirt, jakiś przemyt i bar.

 

W mediach dumnych się ukazały

Zdjęcia, na nich gliniana twarz,

Rysy, które pomóc im miały

Znaleźć gościa, co zabić go miał..

 

Małe dziecko zabrali od matki:

Masz tu papier i pióro i pisz

Bo nie wyjdziesz już nigdy z tej klatki,

Co nam jeszcze brakuje to spisz.

 

Dziecko drogie, ty szoku doznałaś

Przyjmij od nas pomocny gest

Wspomnij, co już zapomniałaś

Powiedz nam kto mordercą jest.

 

Całą sagę powtórzyła jak chcieli;

Dziecko swoje zobaczysz na dniach,

I zeznanie pod nos podsunęli,

Masz tylko powiedzieć nam „tak”.

 

Do uszu jej słowa sączyli

Popychając nad przepaści kraj

Wyście kiedyś tych ludzi zabili

Nie opamiętasz? – przyznała, że tak.

 

Każdy powie, co chcą usłyszeć

Choć na chwilę by wyrwać się stąd,

Żeby świeżym powietrzem oddychać

I przez moment poczuć tę woń.

 

Już strach tobą rządzić zaczyna,

Słowa ciężkie zatruwają ci krew.

Narzeczony może jednak jest winien,

Może zbrodnię popełnił on tę?

 

Była zima, ponury wiatr dmuchał

Jeszcze tylko zwłoki chcieli by mieć

Rzekła: nikt tam nikogo nie szturchał,

Nikt nie pobił nikogo na śmierć.

 

Światła w celi świecili do rana

W karmę co dzień sypali mu lek

Człowiekowi, co pomiotem szatana

oraz diabłem złym nazwany jest.

 

Głowę w wiadrze mu podtapiali

Woda wlewała się do nosa i ust

Jakieś namiary od niego dostali

Podał wiele przeróżnych bzdur.

 

Szereg zdjęć w segregatorze

Koło twarzy kolejna twarz

Patrzył długo, przyjrzał się dobrze

Wszystkich ich cwaniaczek znał.

 

Niewinnych zamknęli w celach

Żaden z nich nie wiedział nic.

Zbudowali okopy zwątpienia:

Czyżbym to ja mordercą miał być?

 

Zarzuty zbudowali na piasku

Po miesiącach wypuścili ich

Śledztwo grzęzło, groziło mu fiasko

Cała sprawa schodziła na psy.

 

Nigdy razem ich nie przesłuchano

Głos ich nigdy nie brzmiał jak chór.

Jednak wszystko jakoś się zrymowało

Gdyż zeznania zmieniali co rusz.

 

I powoli ułożył się obraz

Zgodny z tym co widzieć chciał lud

Z zimną krwią na stos ich rzucono

Wszystkim sprawa ta ciążyła już.

 

Złamano wobec nich wszelkie prawa

Żadna prawda nie wyszła na jaw

Coś o strzelbie - niejasna to sprawa

A od posłów moc pochwał i braw.

 

Cała sprawa obarczona skazą

I uwiera aż po dziś dzień

Sprawiedliwość dostała po twarzy

I ten finał – nikt nie cieszył się zeń.

 

Jej też nikt nie zapytał o zdanie

W dniu gdy wyrok faktem się stał -

Nagiej, co oczy ma przepasane,

Temidzie, jakby w mordę ktoś dał.

 

Sąd Najwyższy w górę wzniósł dłonie:

Moje ręce są czyste jak łza.

Choć narodu całego sumienie

Sprawa cała toczy jak rak.

 

Była zima, wiatr dmuchał ponury

Lato kołdrą okrył już śnieg

Niebo czarne tuliły chmury

Historię zaśpiewałem wam tę.

 

Ballada ta opowiada o największej chyba zbrodni sądowej XX w. na półkuli północnej. O sprawie nad którą pracuję razem z Kasią Kalwat, Martą Sokołowską, Anią Tomczyńską, Jolą Teską, Matyldą Podfilipska, Pawłem Tchórzelskim, Tomkiem Mycanem i Bartkiem Woźnym w Teatrze Wilema Horzycy w Toruniu. Przedstawienie rodzi się w bólach, a cała sprawa zaczęła się tak:

Styczeń. 26/27 sobota/niedziela. !974. Z zabawy w Domu Ludowym A Hafnarfjörður wychodzi 18-letni Guðmundur Einarsson. Kompletnie pijany. Dwie dziewczyny widzą go jak usiłuje zatrzymać jakiś samochód. Jest w towarzystwie drugiego chłopaka, którego nie znają. Z początku nawet rozważają, czy nie zabrać go do auta. Ale zważywszy na jego stan, rezygnują. Po raz ostatni Guðmundur widziany jest ok. godziny 2:00 w nocy. Przewraca się na jezdnię przed jakimś autem. Na szczęście kierowca  wykazuje się refleksem i w porę hamuje. Potem już słuch o nim ginie… Tej nocy spadło 60 cm śniegu.

Listopad. 19. Tego samego roku. Geirfinnur Einarsson (32 lata) przyjmuje u siebie kolegę, który namawia go na wspólny wypad do kina. Geirfinnur nie chce iść, jest umówiony o 22:00 w sklepiku portowym w Keflaviku. Wychodzą, kolega odwozi go do portu. Po drodze Geirfinnur rzuca, że powinien chyba iść na to spotkanie uzbrojony. Wchodzi do sklepiku, rozgląda się. Poza obsługującą dziewczyną nie ma nikogo. Kupuje papierosy, po chwili wychodzi. Wraca do domu.

Po pewnym czasie do sklepiku wchodzi jakiś facet. Pyta, czy może zadzwonić. Oczywiście. Wykręca numer…

W domu Geirfinnura dzwoni telefon. Odbiera syn. Woła tatę. Tata mówi: „Już tam byłem. Zaraz będę.” Ubiera się i wychodzi. Wsiada do samochodu, odjeżdża. W pewnym oddaleniu od sklepiku parkuje samochód, zostawia kluczyki w stacyjce i idzie w stronę sklepiku.

Cut to black.

Rozchodzi się plotka, że zaginiony miał być zamieszany w aferę przemytniczą. Podobno z jakimiś ludźmi popłynął na wody portu, żeby nurkować po spirytus zatopiony przez przemytników w czasie kontroli celnej. Policja rozmawia z rodziną. Z żoną. Dlaczego nie chodzili razem na zabawy, na bale? Jak układało się ich pożycie? Jaki był? Czy byli zadłużeni? Czy ją zdradzał? Nie, raczej ona jego… Podczas przesłuchanie przedstawia listę zdrad.

Mija rok. Grudzień. Zbliżają się święta. Erla Bolladóttir wstaje rano do dziesięciotygodniowej córeczki. W wynajętym mieszkaniu na ostatnim piętrze bloku. Nagle odzywa się domofon. Policja. Jej chłopak Sævar zrywa się na równe nogi. Każe Erli dzwonić do adwokata. Policja zabiera go do aresztu. Chłopak handluje haszem, czasem kogoś okradnie, sfałszuje jakiś czek. I marzy o tym, żeby popełnić jakieś wielkie przestępstwo…

Następnego dnia wracają po Erlę. Szukają narkotyków. Pies niespokojnie krąży wokół dziecięcego łóżeczka…

Mija kilka dni… może dwa… albo więcej…

Erla tęskni za dzieckiem. Idzie na przesłuchanie. Jedno, drugie, trzecie… Czemu nie może zgasić światła w celi? Dlaczego ktoś ciągle stuka w drzwi, ścianę koło łóżka gdzie ma głowę? Co u Julii, dziesięciotygodniowej córeczki, której obecność na świecie dopiero co zdążyła polubić?

Na zewnątrz też tętni życie. Ludzie robią zakupy na święta, prezenty, przyozdabiają lampkami domy, balkony, tarasy, podjazdy. Z głośników sączą się dźwięki kolęd, na każdym rogu Mikołaj…

Kolejne podejście i Erla dokładnie opisuje: fałszowaliśmy czeki, okradliśmy tego i tego, ten i ten wiedział o tym. Okradła nawet swoich rodziców. To znaczy przyznała się do tego, bo oni nigdy nie wnieśli skargi. Reszta się zgadzała. Teraz wyjdzie na wolność, zobaczy się z dzieckiem, może wysupła jakieś korony i kupi córeczce prezent. Sævar w końcu też się przyzna, wyjdzie może i na Wigilię usiądą razem przy stole.

„Znasz Guðmundura Einarssona?” zapytał na odchodnym śledczy.

„Tak,” odpowiedziała w pośpiechu, chcąc jak najszybciej zakończyć swój pobyt w tym upokarzającym miejscu. Ale miała na myśli kogoś innego. Starszego. Ale okazało się, że zaginionego w styczniu 74 też znała. Poznała go na jakiejś imprezie. Znała? To chyba przesada. Kojarzyła raczej. A co robiła 26/27 stycznia 1974? Prawie dwa lata temu? Ponury los sprawił, że zapamiętała tamtą noc. Była straszna. Potworna. Zapamiętała ją, niestety. Koszmar.

Koszmar? Dopiero miał się zacząć…

Ale wyszła. Zobaczyła się z córką. Tylko te głuche telefony…

„Gdzie byłeś w nocy 26/27 stycznia 1974?” spytał Sævara śledczy podczas kolejnego przesłuchania.

Wiedzą gdzie byłem, czy jaja sobie ze mnie robią? Nie pamiętam gdzie byłem.

„Wróciłeś z Kopenhagi…”

Tak, kurwa, byłem w Köben. Udało mi się przewieźć kilka gramów. Nawet specjalnie mnie nie sprawdzali na cle. Czyżby to Erla chciała się zemścić, że wtedy nie wróciłem od razu o domu? Że się zatrzymałem u znajomej. To było przecież takie niewinne… Ale w sprawie czeków pękła. Zdradziła.

Kurwa, dlaczego nie dają mi fajek? Dlaczego cały czas świeci się światło? Kto tak napierdala mi po ścianach w nocy? Ja tego, kurwa,  nie wytrzymam. Całe szczęście, że lekarz dał mi coś na uspokojenie.

Zapraszam na przedstawienie. Premiera 1.12.2016  Teatr Wilema Horzycy w Toruniu.

 

Current rating: 5

Comments

Krzysztof Kamil Kruczyński 8 years ago

rewelacja. czekam na więcej!

Link | Reply
Currently unrated

New Comment

required

required (not published)

optional

Recent Posts

Archive

2019
2018
2017
2016
2015

Authors

Jacek Godek (48)

Feeds

RSS / Atom

Friends: