Niedawno przeczytałem na visir.is krótką, acz nieprzyjemną notatkę, że kiedy tylko allsherjargoði Hilmar Örn Hilmarson otworzy świątynię Ásatrú (jesień przyszłego roku), to wyznawcy prastarej wiary nordyckiej z zamorskich krain przyjadą aby ją zbezcześcić. Tej treści listy otrzymuje islandzki związek wyznaniowy od rzekomych wyznawców Odina i Thora z zagranicy. A powodem jest głębokie niezadowolenie, że Islandzcy asatryjczycy udzielają ślubów osobom tej samej płci i generalnie są tolerancyjni jeśli chodzi o obyczaje. Ale kilka dni później Hilmar otrzymał ogromne ilości głosów wsparcia za które serdecznie podziękował. I o ile nigdy nie powiedział z jakich środowisk czy krajów wywodzili się neopogańscy terroryści, o tyle bardzo się ucieszyłem czytając, że HÖH ma również wsparcie w Polsce.
A jak to było z homoseksualizmem w średniowieczu? Trochę dziś trudno odpowiedzieć na to pytanie. Zwłaszcza jeśli interesuje nas okres sprzed przyjęcia chrześcijaństwa. Wszystkie prawa, pisma, dzieła literackie powstały już po chrystianizacji Północy. Pierwszy spisany w Norwegii kodeks, Gulaþingslög, wprawdzie potępia praktyki homoseksualne i skazuje obu uczestników takiego aktu na wygnanie i przepadek mienia, ale zapis ten wydaje się być podyktowany głównie przez chciwość panujących, bowiem nie ma w nim żadnych uzasadnień. Zresztą już w XIII wieku zapis ten zniknął, choć w tym czasie na kontynencie pojawiły się ciężkie kary dla homoseksualistów. I mimo iż społecznie niespecjalnie był homoseksualizm akceptowany, to nigdy w Skandynawii nie robiono z tego wielkiego halo i w zasadzie poza tym jednym przypadkiem rządzący nigdy się nie wtrącali w seksualne pożycie swoich poddanych, o ile ci sami tego między sobą nie załatwiali. Tyle że za użycie słów ragur (miękki, ciepły), sorðinn czy stroðinn (delikatnie mówiąc: wydymany) wobec kogoś można było stracić życie.
W sagach niewiele mamy przypadków homoseksualizmu. Jeden już poznaliśmy w „Sadze Ölkofriego”. To wzmianka na temat jednego z sądowych adwersarzy głównego bohatera, wyszydzająca go raczej, niż potępiająca takie praktyki. W „Bjarnar saga hítdælakappa” niejaki Þórð zostaje zgwałcony przez tytułowego bohatera. Wkrótce potem na ziemi Þórða zostaje postawiony „pal hańby” przedstawiający dwóch kopulujących mężczyzn. Bez wątpienia pal ten miał na celu poniżenie Þórða, który został wykorzystany jako kobieta. Co ciekawe, jeden z wyrzeźbionych na palu mężczyzn ma na głowie kapelusz, atrybut przynależny Odynowi, skądinąd bogu kojarzonemu z zachowaniami homoseksualnymi. Tyle, że w tym przypadku przejaw homoseksualizmu polegał na tym, że używał on, znaczy Odyn, czarów przynależnych kobietom. To właśnie Odynowi zarzuca Loki podczas kłótni, że jest argr, czyli jak dziś powiedzielibyśmy, miękki. Zresztą z wzajemnością. Można by się zastanawiać nad tym, czy co wolno bogom, to przystoi ludziom, ale przecież mamy stare przysłowie, mówiące, że „svá ergisk hverr sem eldisk”, czyli z grubsza mówiąc „mięknie kto się starzeje”, czyli: każdy kiedyś będzie miękki. A zatem homoseksualizm wpisany jest poniekąd w życie każdego mężczyzny. I każdej kobiety, choć tu raczej nie ma w dziełach historycznych szczególnych odniesień ni wzmianek.
Islandzki kodeks Grágás stwierdza natomiast, że są trzy obelgi za które mężczyzna powinien wytoczyć proces: jeśli zostanie nazwany ragur, sorðinn albo stroðinn ma prawo domagać się skazania adwersarza na banicję, a nawet zabić. Znów kłania się przepadek mienia. Bo przecież nie o obyczajność tu chodzi. Tę wikingowie mieli w głębokim poważaniu. Trochę ten przepis przywodzi na myśl paragraf z naszego rodzimego podwórka dotyczący obrazy uczuć religijnych.
Właśnie, bo karano za słowa obelgi, a nie za akt gwałtu na mężczyźnie. Mężczyzna ze stanu szlacheckiego miał prawo gwałcić niewolnika bez jakichkolwiek konsekwencji. Bóndi także mógł gwałcić niewolnika. Wiadomo też, że wikingowie podczas podbojów na potęgę gwałcili i mężczyzn i kobiety. Było to poniżające dla gwałconych, ale nigdy nie było zakazane. Jeśli zatem chodzi o stronę obyczajową, to homoseksualizm nigdy nie był przez średniowiecznych Skandynawów potępiany.
W prawie Frostaþing również był zapis o pełnej rekompensacie za nazwanie mężczyzny psem lub twierdzenie iż został on „wykorzystany seksualnie” (mówiąc nieco eufemistycznie), ale tu mieszkańcy Norwegii szli dalej, bo przyznawali połowę rekompensaty jeśli ktoś został nazwany bykiem, ogierem lub samcem innego zwierzęcia.
Co do kobiet, to Grágás zakazywała im noszenia się z męska, czyli ubierania, strzyżenia, noszenia broni, ale nie wspomina się w niej o miłości do drugiej kobiety. Tego zabroniło dopiero chrześcijaństwo. Ponieważ jednak w średniowieczu, przynajmniej na Islandii, kobiet był niedobór, cieszyły się one sporą dozą swobody. Każda z nich mogła być pewna, że gdy dożyje wieku prokreacyjnego zostanie wydana za mąż. Z sag wiemy, że wiele z nich wychodziło za mąż po kilka razy. Z drugiej strony nikt nie zakazywał mężczyznom mieć kochanki, o ile tylko pochodziła z niższej sfery. A tam, gdzie zagęszczenie kobiet przy niedoborze mężczyzn (przecież wielu wciąż nie było w domu, bo wojowali albo ginęli), wytwarza się przestrzeń na miłość lesbijską. Kobiety spotykały się w dyngjach lub kvennahúsach, a tam mężczyźni się nie zapuszczali z obawy przez uznaniem ich za miękkich.
Skąd zatem te listy do Hilmara i islandzkich asatryjczyków? Ano, wydaje się że winę za to ponosi Richard Wagner, a właściwie jego wyznawcy, czyli Adolf Hitler and Company. To oni promowali wynaturzoną wersję Ásatrú. Stąd wysyłanie homoseksualistów do obozów koncentracyjnych. A przecież fundamentalną cechą każdego politeizmu jest tolerancja. W Ásatrú mamy do czynienia z apologią podstawowych wartości czy cnót: odwagi, prawdy, honoru, wierności, gościnności, pracowitości, wytrwałości… Większość tych cnót kojarzyć się może z męskością. I kiedy zmieszano te wartości z nakazami Nowego Testamentu, wyszedł potworek.
Różnica między politeizmem, a monoteizmem polega na tym, że monoteizm to jedna prawda dla wszystkich, a politeizm – wiele prawd dla każdego. I tak oto Adolf i wspólnicy mieszając dwa boskie porządki dokonali gwałtu zarówno na Ásatrú, jak i Chrześcijaństwie. Dlatego przypuszczam, że terroryści straszący Hilmara nie wywodzą się ze środowisk neopogańskich, a już na pewno nie są asatryjczykami. Są to regularni neonaziści nie mający nic wspólnego z Odynem, Thorem, Freyją. Z Chrystusem zresztą też nie.
Share on Twitter Share on FacebookJacek Godek (48)
Comments
There are currently no comments
New Comment