Islandzkie procesy o czary

Posted by: Jacek Godek | 8 years, 1 month ago | 4 comments

Wielkie prześladowania kobiet za czary zaczęły się w Europie około 1480 roku i trwały gdzieniegdzie aż do początku XVIII wieku. Dziwna ta kościelna moda rozprzestrzeniła się po całym kontynencie i trafiła także do Islandii. Wprawdzie w Europie wtedy już stosy powoli wygasały, ale też w Islandii prześladowania te nie przybrały takich rozmiarów, jak na przykład w Niemczech czy Danii. Zresztą i przesłanki do procesów były w Islandii zgoła inne, niż na kontynencie. W Islandii większość procesów dotyczyła używania przedmiotów i rycia run, które w konsekwencji miały powodować szkody ludziom lub zwierzętom domowym. Charakterystyczne jest także to, że w Islandii na ok. 170 procesów o czary, skazano jedynie 21 osób, w tym zaledwie jedna kobietę. Do tych 21 osób należy jeszcze dodać cztery, które zostały pozbawione życia za wykroczenia, które w bardzo luźny sposób wiązały się z czarami.

Jako się rzekło tzw. Epoka stosów (Brennuöld) zaczęła się w Islandii w roku 1654 wraz ze spaleniem trzech mężczyzn skazanych za czary w Trékyllisvík, ale już 24 lata wcześniej doszło do pierwszego procesu o czary i w konsekwencji do skazania niejakiego Jóna Rögnvaldssona na stos. Chłopina został oskarżony przez Sigurðura z Urðir w Svarfaðardalur o to, że wywołał ducha i napuścił go na Sigurðura. Wprawdzie zjawie nie udało się wyrządzić gospodarzowi z Urðir żadnej krzywdy, ale uśmierciła ona kilka szkap w okolicy. Sprawa stanęła przed wojewodą. Jón oczywiście zaprzeczał, ale znaleziono u niego w domu karty z runami i tajemniczymi rycinami. To wystarczyło, bo zawędrował na stos.

W roku 1652 w Trékyllisvík choroby jakieś zaatakowały mieszkające w tamtym rejonie kobiety. Choroby te zaczęły się zaraz po þingu na którym prowadzono spis ludności. W czasie zgromadzenia wojewoda zadecydował, że obłożnie chora Guðrún Hróabjartsdóttir ma opuścić kwaterę u Þórðura Guðbrandssona. I jak tylko jej bracia i matka ją stamtąd zabrali, wyzdrowiała. W takiej sytuacji ostrze podejrzeń skierowało się na Þórðura, który na domiar złego przyznał się, że widział diabła pod postacią lisa. Facet spłonął w Kista w Trékyllisvík w 1654. Tego samego roku w tym samym miejscu spłonęło jeszcze dwóch mężczyzn: Egill Bjarnason i Grímur Jónsson. Sprawa pierwszego z nich wyszła podczas procesu Þórðura i Egill wyznał, że spisał z diabłem cyrograf i Zły świadczy mu różne usługi. W ten sposób miał Egill według własnych słów uśmiercić sporo zwierząt u okolicznych gospodarzy. Imię Grímura natomiast wyszło dopiero tuż zanim podpalono stos pod Þórðurem. Przed spaleniem skazaniec zdążył krzyknąć, że to Grímur jest największym czarownikiem pośród wszystkich mieszkańców regionu. Ten zaś przyznał, że wielokrotnie używał tablic z runami otrzymanych od Þórðura, między innymi by uchronić się przed ukąszeniami zwierząt i dodał że raz uśmiercił lisa rzucając weń tablicami. Obiecał, że jeśli go rozkują, wyrzeknie się wszelkich czarów, ale nie udało mu się odmienić losu. Przyznał się zatem jeszcze do wielu dziwnych sztuczek i spłonął na stosie.  

Tak zaczęła się epoka prześladowań. Oczywiście wśród duchownych panowały na temat czarów różne opinie, niemniej dominowała wiara w czary. Kto wie, czy nie mocniejsza od wiary w Boga? Na przykład wielebny Jón Magnússon (1610-96) był święcie przekonany o szatańskich sztuczkach stojących za czarownikami. W jego Pasji znaleźć można następującą relację:

„Następnej po tym niedzieli przyszedł młodszy syn, Jón z Kirkjuból, do naszego kościoła razem z innymi. A kiedy po zakończonym nabożeństwie zszedł z chóru, podał mi rękę, jak to jest w zwyczaju, a ja od razu poczułem swędzenie w dłoni, co zdało mi się dziwne i przyszło mi do głowy, że to musi być diabelska sztuczka. Bowiem tam, gdzie jego dłoń dotknęła mojej, lekko od strony wewnętrznej wszystkich palców, swędziało niczym poparzenie, aliści bez gorączki i bólu (…) że on w swojej ręce dzierżył czarodziejska różdżkę i czar ten mi przekazał. A ja to odczuwszy nie wiedziałem co począć, a pomyślałem, by tu na miejscu, gdzie stoję, potrzeć dłoń o kościelne deski, co uczyniłem, dopokąd swędzenie nie zelżało. Kilka dni później w tej samej prawej ręce odczułem niemoc w okolicy nadgarstka, i czasem ból wędrował w górę ramienia, tak że niemal paraliż czułem, aż jeść musiałem lewą ręką, czego świadomość mieli moi domownicy. Lecz Bóg dał, że z czasem niedomaganie to ustąpiło.”

W dziele Character bestiae napisanym w 1674 roku sprzeciwia się jego autor, wielebny Páll Björnsson (1621-1706), poglądom iż czary to jedynie złudzenie, iluzja i prestidigitatorstwo. Bo czyż po oznakach nie poznajemy czynów? Śmierć i cierpienia wielu niewinnych osób to przecież dzieło diabłów napuszczonych przez czarowników. Diabły to nie imaginacja ni ułuda, lecz smutna rzeczywistość zagrażająca ludzkiemu życiu, zdrowiu i szczęściu. Według autora dzieła w tamtych czasach ludzie zbyt łatwo gościli u siebie diabła, wabiąc go przy pomocy „poezji, run, rytów czy innych ceremonii” nakazując mu „mordy i zabójstwa obok innych szkód na morzu i lądzie”.

Swoje wywody na temat czarów wielebny zaczyna od opisu natury i historii run, które często były wykorzystywane w tajemnych praktykach. Powoływał się przy tym na pogląd, że stare gotlandzkie litery zwane były runami dlatego, że kryły wiedzę tajemną. A jak wiadomo słowo runa pochodzi od saksońskiego słowa „ryne” czy „geryne” oznaczającego rzecz skrywaną lub wiedzę tajemną. Do tego twierdził, iż runy były dwojakiego rodzaju: starsze, które służyły do wyrażania pismem myśli, i młodsze, służące do rozmaitych czarów i niecnych zaklęć.

Wielebny, jakżeby inaczej, roztrząsa także Hávamál, zwłaszcza te strofy, gdzie mowa o poszukiwaniach run przez Odina.

Wiem, że wisiałem

Na wietrznym drzewie

Przez dziewięć nocy,

Włócznią rażony;

Odina ofiara,

Samemu sobie,

Na drzewie owym,

Które nieznane

Z korzeni wzrasta

Nikomu znanych.

 

Nikt mi nie podał

Jadła ni napoju;

Patrzyłem na dół

I runy podjąłem,

Krzycząc je wziąłem;

Potem spadłem w dół.

 

Zaklęć dziewięć wziąłem

Od wszechmogącego syna

Bölþorna, ojca Bestli,

I pić dostałem

Miodu cennego,

Co go lał Óðreri.

 

Zacząłem mężnieć

I wiedzę zdobywać

Rosnąć i dojrzewać,

Słowo za słowem

Słowa szukało,

Czynu za czynem

Czyny szukały.

 

Runy odnajdziesz

I jasne znaki,

Znaki ogromne

I jednoznaczne,

Co zaklęć śpiewak barwił,

Wszechmocni stworzyli,

A twórca rytował.

 

Odin dla Ásów,

Dla Elfów – Dáinn,

Zasię dla karłów Dvalinn,

Ásviður olbrzymom;

Niektóre sam kreśliłem.

 

Wiesz-li jak rytować?

Wiesz jak odczytywać?

Wiesz jak trzeba barwić?

Wiesz jak udowadniać?

Wiesz jak wznosić modły?

Wiesz jak blót uprawiać?

Wiesz jak wysłać przekaz?

Jak ofiarę zabić?

 

Lepsza skromna prośba

Niż zbyt suty blót,

Za każdą ofiarę

Zapłaty czekają;

Lepiej mniej darować

Niż zbyt wiele stracić;

Tak Þundur napisał

Zanim ludzi stworzył;

Potem powstał z głębi

I wrócił ponownie.

 

Jeśli przeanalizować fragmenty Pieśni Najwyższego poświecone runom, to po pierwsze nasuwa się podobieństwo losu Odina z losami Chrystusa. I to na korzyść Odina. Bo cóż to znaczy, że Odin wisiał dziewięć dni na drzewie? Wszak to więcej, niż trzy, a tyle spędził Jezus przybity do krzyża. Zatem Odin wytrzymał dłużej! Był mocniejszy od Chrystusa. A  tego przecież kościół ścierpieć nie mógł, bo stawiało to jego nauki pod wielkim znakiem zapytania.

 W powyższych strofach znajdziemy także pochwałę skromności: lepiej prosić o mało, niż oddać zbyt wielką ofiarę. Takie stawianie sprawy nie mogło się podobać funkcjonariuszom kościoła protestanckiego. Pamiętajmy, że Luter wystąpił między innymi przeciw bogactwu kościoła katolickiego. Pochwalał pracę i skromność. Na tym więc polu pogańskie pisma także stanowiły zagrożenie dla nauk nowego kościoła. I to był pewno także jeden z przyczynków walki z runami.

Ciekawe jest także to, że w Islandii jednak skazywano za czary przede wszystkim mężczyzn, podczas gdy w Europie to głównie kobiety płonęły na stosach. Powodem była pewno struktura społeczna. W Islandii nie było dużych skupisk ludzkich, zatem mieszkające samotnie starsze kobiety były raczej regułą, niż wyjątkiem. A wszak na kontynencie głównie takie skazywano za czary. Ofiarami prześladowań padali raczej ludzie zwyczajni, często nieco zamożniejsi, niż gminna biedota. W Europie, jak się zdaje, czary były elementem życia emocjonalnego: kobiety miały latać na sabaty spółkować z diabłem, podczas gdy czary w Islandii stanowiły element codziennego życia. Ba, były nawet kojarzone z wiedzą. A przecież cała sfera życia intelektualnego to w średniowieczu domena mężczyzn, więc i oni głównie byli skazywani za czary. Tu zresztą wracamy do run. Bo runy to wiedza.

 Oczywiście magię i czary znajdziemy w sagach islandzkich. Runy rytuje Egill aby uzdrowić chorą dziewczynę. Ten sam Egill stawia níðarstöng aby uprzykrzyć życie Erykowi Krwawemu Toporowi, a zwłaszcza jego żonie. Przed bitwą wikingów jomskich z siłami Hakona i Eryka, jarl Hakon na wyspie Primsigd ofiaruje swojej bogini życie własnego syna w zamian za zwycięstwo. Synowie Lodbroka także często korzystają z czarów, podobnie jak ich przeciwnicy. Ale w przedchrześcijańskich sagach czary są jedynie jedną z metod walki z przeciwnikami. Dopiero chrześcijaństwo wszczyna nagonkę przeciwko magii widząc w niej zagrożenie dla własnych interesów. I pod tym względem stosy w Islandii nie różnią się od tych płonących na kontynencie.

 Na koniec jeszcze kilka słów o ostatnim skazanym na stos islandzkim wiedźminie. Bo to przykład szczególny. Nie wiem, czy w całej historii da się znaleźć równie ciekawy przypadek. W 1690 roku na stos skazano niejakiego Klemusa Bjarnasona. Za to, że spowodował chorobę gospodyni w Hrófberg. Choroba kobiety miała między innymi spowodować, że zaczęła się włóczyć od zagrody do zagrody. Klemus już od dzieciństwa uważany był za czarną owcę, a o czary posądzano go co najmniej od 1688 roku. Po ogłoszeniu wyroku skazany miał czekać na jego wykonanie w domu wojewody, Ten jednak zwrócił się do swego przełożonego o opinię w sprawie wykonania wyroku, a przełożony ów kazał mu wstrzymać się przez rok, a w tym czasie ówże przełożony wystąpi o opinię do króla. I ppo pewnym czasie z Kopenhagi przyszedł list królewski, w którym władca zamienił karę śmierci na dożywotnie wygnanie z Islandii. I tak oto Klemus opuścił ubogą wyspę i zamieszkał w metropolii, jaką była Kopenhaga.    

Current rating: 4.4

Comments

Karolina 8 years, 1 month ago

Bardzo dziękuję Panu za ten wpis. Dla mnie to bardzo ciekawy temat i z przyjemnością go przeczytałam. Pozdrawiam serdecznie :)

Link | Reply
Current rating: 5

Jacek Godek 8 years, 1 month ago

Dziękuję :)

Link | Reply
Currently unrated

Mateusz Wilk 8 years, 1 month ago

To się udało Klemusowi Bjarnasonowi wywinąć od śmierci. Tekst pokazuje, że jak w wielu aspektach życia tak i w przypadku czarów na wyspie można zaobserwować odmienne od kontynentalnej Europy zachowania. Swoją drogą o ile mnie pamięć nie myli w Trzecim znaku Yrsy Sigurdardottir jest poruszona tematyka czarów.

Link | Reply
Currently unrated

Jacek Godek 8 years, 1 month ago

W istocie. Niemiecki student (jeden z denatów) poszukiwał pierwszego wydania "Młota na czarownice". Swoją drogą najbardzie, chyba z powieści Yrsy lubię właśnie Trzeci znak." I "Weź moją duszę."

Link | Reply
Currently unrated

New Comment

required

required (not published)

optional

Recent Posts

Archive

2019
2018
2017
2016
2015

Authors

Jacek Godek (48)

Feeds

RSS / Atom

Friends: